„Kura filozofka i paradoks grzędowy”
„Kura filozofka i paradoks grzędowy”
Od kiedy Genowefa porzuciła znoszenie jajek na rzecz zadawania pytań, atmosfera w kurniku stała się… napięta. Kury zaczęły się dzielić na dwa obozy: te, które jeszcze znosiły jajka, i te, które już tylko znosiły Genowefę.
– To już nie kurnik, tylko uniwersytet egzystencjalny – mruczała kura Halinka, kuląc się na grzędzie i próbując nie zostać zapytaną o „sens kukurydzy”.
Tymczasem Genowefa prowadziła coś w rodzaju „filozoficznych poranków przy ziarnie”. Siadała na środku i mówiła rzeczy typu:
– Jeśli wszystkie kury siedzą na grzędzie, ale żadna nie wie, po co siedzi – czy grzęda w ogóle istnieje?
Albo:
– Czy gdakanie jest komunikatem, czy tylko echem naszej niespełnionej potrzeby wyrażenia bytu?
Pewnego dnia na grzędę przyleciał gołąb pocztowy z wielką wiadomością. Kura Genowefa dostała zaproszenie… na Międzyzagrodowy Kongres Bytu i Piór. Temat przewodni: „Czy pierze, które opadło, nadal jest częścią kury?”
Zachwycona, spakowała swoją ulubioną słomkę, dziennik z cytatami Platona i jedno bardzo, bardzo nieświeże jajko – na pamiątkę czasów, gdy jeszcze myślała mniej.
Kogut Zenon tylko machnął skrzydłem:
– Tylko nie wracaj z jakąś nową teorią o tym, że śniadanie to iluzja. My tu jeszcze próbujemy żyć!
Ale Genowefa już leciała autostopem na grzbiecie zdezorientowanego indyka.
I wtedy zaczęła się jej kolejna przygoda – bo jak się okazało, na kongresie był też pewien kaczy nihilista, który twierdził, że „wszystko jest wodą, chyba że jest błotem”...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz